“Pomagamy sobie, a nie tylko wykluczonym” – wywiad o przyszłości Spółdzielni Socjalnej “Kto Rano Wstaje”
Rozmowa z Zastępczynią Prezydenta m.st. Warszawy Panią Adrianą Porowską i Panem Wojciechem Jóźwiakiem Prezesem Spółdzielni Socjalnej „Kto Rano Wstaje”.
„Kiedyś dziennikarz przyszedł do nas i powiedział, że robi eksperyment. Wychodzi na ulicę i wyciąga rękę po pomoc, żeby zobaczyć ile tam ludzie zarabiają. Takie „śmiesznostki” miały być. Ile w konkretnym miejscu są w stanie użebrać? Wyszło z tego coś zupełnie innego. Powiedział, że moment w którym musiał wyjść i wyciągnąć tę rękę po pomoc był tak trudny, że nie był w stanie dalej stać.”
Michał Sutyniec (MS): Jak zostaje się szefem Spółdzielni Socjalnej „Kto Rano Wstaje” w Ursusie?
Wojciech Jóżwiak (WJ): To, że znalazłem się w spółdzielni i mam przyjemność oraz wielki zaszczyt ją prowadzić, było trochę wynikiem zbiegu okoliczności. Kończyłem pracę w korporacji, jednej z największych na świecie, zajmującej się cateringiem. I znalazłem się w takim miejscu, gdzie zacząłem aktywnie poszukiwać nowej. Korporacja mnie po prostu wypaliła. To była też refleksja czy chcę poświęcić czas rodzinie, czy chcę poświęcić czas pracy. Nie było wtedy u mnie tego balansu. Kiedy wychodziłem z domu do pracy, moje dziecko jeszcze spało, a jak wracałem – już spało. Więc to było bardzo trudne dla mnie. Trochę przez przypadek znalazłem się na rozmowie kwalifikacyjnej w Caritas Archidiecezji Warszawskiej, której dyrektor zaproponował mi pracę menadżera spółdzielni socjalnej. Od tego się wszystko zaczęło. Czyli coś, co wtedy było bardzo małym projektem nabrało rozpędu. Część doświadczeń zacząłem przenosić z pracy korporacyjnej. To, co tam było pewnym modelem i standardem zacząłem powoli, powoli przeszczepiać do spółdzielni.
MS: Spółdzielnia rosła i rozwijała się. Ile osób zatrudniała w szczytowym momencie ? Rozmawialiśmy przed wywiadem, że był czas, kiedy przygotowywano 1000 posiłków dziennie.
WJ: 52 osoby.
MS: Wszystkie były z kręgu wykluczenia?
WJ: Jeżeli chodzi o strukturę zatrudnienia, od początku było dla mnie jasne to, że muszę mieć kadry, posiadające bogate doświadczenie w branży. Czyli specjalistów, którzy będą szkolić zatrudnianych. Osoby, które przychodziły do spółdzielni z kręgu wykluczenia, często nie miały w ogóle nic wspólnego z gastronomią. Zatrudniałem osoby w kryzysach, ale i takie powiedzmy z rynku, które też miałem przyjemność poznać wcześniej w poprzednim miejscu pracy. Struktura zatrudnienia kształtowała się mniej więcej tak, że 45% były to osoby z rynku, a 55% – osoby w kryzysach. Tak jest do dzisiaj.
Adriana Porowska (AP): My zawsze w Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej braliśmy takie zlecenia, które wiedzieliśmy, że umiemy wykonać. To niezwykle ważne, zawsze trzeba przyjąć z góry w założeniach, że osoby, które zatrudniamy mogą się nie utrzymać w pracy, a zlecenie trzeba wykonać. Czasami powodem jest ich stan zdrowia, a czasami zupełnie coś innego, być może to chwiejność czy nieumiejętność utrzymania się na rynku pracy, ale też brak umiejętności specjalistycznych. To jest kluczowe, żeby spółdzielnie świadczyły usługi na najwyższym z możliwych poziomów.
MS: Czy w zamówieniach publicznych ogłaszanych przez m.st. Warszawa, dotyczących zaopatrywania punktów pomocy społecznej w posiłki, powinny być ograniczenia pozwalające startować tylko organizacjom społecznym?
AP: Nie tyle ograniczenia, co dodatkowe punkty za wykonywanie posiłków przez instytucje wspierające osoby wykluczone. Osoby pracujące w spółdzielniach socjalnych mają szansę, aby wyjść na prostą. Otrzymać wynagrodzenie za pracę i podnieść swoje kwalifikacje. To jest podwójne pomaganie. Wspieramy tych, którym pomaga system pomocy. To ogromny wysiłek prowadzących spółdzielnie socjalne, bo przywracają na rynek pracy tych ludzi, którym jest trudno utrzymać się w miejscu pracy. Praca dostosowywana jest do ich możliwości i doświadczenia.
MS:Miastu opłaca się przyznawać dodatkowe punkty oferentom realnie prowadzącym działania pomagające osobom wykluczonym?
AP: Oczywiście. Dzięki temu nie wypłacamy świadczeń, ponieważ te osoby zarabiają.
MS:Czy to ważne z doświadczenia osoby prowadzącej spółdzielnię socjalną?
Wojciech Jóźwiak (WJ): Tak, to jest bardzo ważne. Miasto preferując spółdzielnie społeczne daje w ten sposób nie rybę, a wędkę osobom potrzebującym wsparcia. Zamiast pomagać bezpośrednio stwarza przestrzeń do działania, aktywności. Stabilizacja i praca pomagają im również w spłacaniu zobowiązań, które często posiadają w wyniku doświadczeń życiowych, np. alimentów i kredytów.
MS:Na czym polega powrót na rynek pracy i do aktywnego życia?
AP: Praca to nie tylko wynagrodzenie finansowe, to także uczestnictwo w życiu społecznym. Praca to również rytm w jakim planujemy swój dzień. W spółdzielniach pracują ludzie korzystający ze wsparcia placówek lub mieszkań treningowych. Osoby prowadzące spółdzielnie socjalne to świadomi pracodawcy wiedzący, że ich misją jest nie tylko wykonanie rzetelnie zadania, ale także pomoc pracownikom w odnalezieniu się na rynku pracy. Założyłam Spółdzielnię Socjalną „Piękne Miejsce” i coworking ukraiński Harna – Piękna Misja. Obie te inicjatywy dają szanse ludziom na zarobienie pieniędzy i podniesienie kwalifikacji.
MS: Rozumiem, że w pierwszym kroku to było wykorzystanie umiejętności, z którymi przyszli?
AP: Tak, ale jednocześnie ich potencjału i możliwości, które posiadali.
MS: Czyli w miarę upływu czasu i realizacji kolejnych zamówień publicznych przez spółdzielnie oni też zdobywali kolejne doświadczenia i kompetencje?
AP: Są to dodatkowe rzeczy typu „podnoszenie umiejętności”. Przykładem może być kucharz idący na różnego rodzaju kursy żywienia, nie tylko zbiorowego, ale jakiegoś konkretnego wykorzystywania produktów. To również możliwość uzyskania dokumentów, takich jak chociażby książeczka sanitarno-epidemiologiczna.
MS: Jakie zlecenia realizuje Spółdzielnia Socjalna „Kto Rano Wstaje”?
WJ: Spółdzielnia świadczy usługi bardzo szeroko, ale wszystkie są związane z żywieniem. Od usług typowo restauracyjnych – prowadząc bistro przy ulicy Sosnkowskiego 29, czy wcześniej mały bufet w Katolickiej Agencji Informacyjnej, poprzez dostawy posiłków na zlecenie dla osób w ośrodku pomocy społecznej, obiadów dla osób indywidualnych. To także szeroka gama usług związanych z obsługą biznesu, fundacji i jednostek samorządu terytorialnego, ministerstw. Przerwy kawowe na szkolenia i konferencje, przerwy lunchowe, cateringi na spotkaniach plenerowych. Mieliśmy okazję nawet śluby organizować od strony cateringowej. To również dostarczanie posiłków w formie suchego prowiantu dla dużych zorganizowanych grup, np. pielgrzymkowych, wycieczkowych. Reasumując, mamy cały przekrój możliwych usług związanych z żywieniem zbiorowym.
MS: Czy osoby, które gotują i przygotowują posiłki w „Kto Rano Wstaje” czują pewną misyjność tej pracy? Czy po prostu traktują to jak fabrykę, do której przychodzą?
WJ: Ja sam czasami łapię się na tym, że traktuję to zupełnie jako pracę, źródło utrzymania. Mamy zebrania, spotkania zespołu. Po chwili przychodzi refleksja. Zdajemy sobie sprawę, że właściwie tworzymy miejsca pracy dla siebie. Jednocześnie tworzymy miejsca pracy dla innych. Cały czas robimy coś dobrego dla tego świata. Ta refleksja jednak gdzieś umyka w codzienności. A robimy tu wspólnie naprawdę dobrą robotę dla społeczności lokalnej. Dla miasta i dla samych siebie.
AP: Pytano mnie o to przez wiele lat działań społecznych. I tak naprawdę to jest trochę jak z historią. Jak jesteś jej świadkiem, to nie zdajesz sobie z tego sprawy, że dzieje się coś wielkiego. Robisz dobro będąc po prostu w pracy, wykonujesz coś najsumienniej i najnormalniej w świecie, z najnormalniejszymi w świecie ludźmi pracę, jak pan prezes. Dopiero ludzie z zewnątrz zadają ci pytania. Albo dziwiąc się, albo pokazując ci, że to co robisz nie do końca jest standardowe. Ty sobie z tego nie zdajesz sprawy. Dokładasz zwyczajnie kolejne cegiełki, kolejne elementy, traktując wszystkich jak pracowników jednego zespołu. Tak jak powiedział pan prezes, część osób była doświadczona zawodowo, a część wykluczona z rynku pracy. Ale oni tworzyli jeden zespół. Na co dzień w ogóle nikt o tym nie myśli. Po wielu latach pracy – podsumowując, pisząc jakiś raport, jakieś sprawozdanie – może wtedy widzą misyjność.
MS: Przyznam się wam, że robię zdjęcia i krótkie notatki, które lądują w takiej głębokiej szufladzie. Czasami się śmieję, że one są do książki. Wydaje mi się, że opisują sytuacje zupełnie standardowe. Po latach spotykam uczestnika opisanych wydarzeń, a on mówi, wiesz co, to było fantastyczne!
AP: Ale wiesz, to jest bardzo ważne, co powiedziałeś, szczególnie w kontekście tego miejsca. O tym może zapominać ktoś, kto ma misję w sobie i to realizuje, ale o tym nie mogą zapominać takie osoby jak teraz ja, czyli urzędnicy. Dlatego klauzula społeczna w zamówieniach publicznych powstała. Jeżeli nie wierzymy w to, że pomaganie jest ważne, potrzebne i że to jest inwestycja w drugiego człowieka, to wiedzmy o tym, że ono nam się po prostu najzwyczajniej w świecie opłaca. Bardzo się nie opłaca nie pomagać. Pracując w schronisku dla osób doświadczających bezdomności widziałam, jak ciężko jest pracownikom socjalnym. Doradcom zawodowym, wykwalifikowanej kadrze czasami trudno jest znaleźć pracę dla podopiecznego. Jak się znajdzie, to ciężko jest o miejsce pracy, które będzie wyrozumiałe, które będzie rozumiało, że szczególnie na początku drogi będą zdarzały się sytuacje, że pracownik spóźnił się lub nie do końca sobie radzi z tym, żeby wykonywać sumiennie wszystkie czynności. W spółdzielni socjalnej znajdujemy ten język. Chcę również podkreślić, że bardzo wiele osób, z którymi pracowałam, było naprawdę wybitnymi fachowcami. To byli ludzie, którzy wykonywali przeróżne zawody i mieli dużo więcej doświadczenia i wiedzy niż ja, prowadząca placówkę.
Pamiętajmy, że osoby korzystające ze wsparcia są mieszkańcami Warszawy, którym w jakimś momencie życia jest gorzej. Naszym zadaniem jest postawić ich na nogi. Na moim profilu znajdziecie tło z tekstem „wszyscy jesteśmy połączeni”. I to jest przykład. Ja pracowałam w placówce, która była tutaj niedaleko. Pan prezes czasami dzwonił do nas z pytaniem o pracowników. Bo to są nie tylko kucharze, ale i pomocnicy, kierowcy itd. Tak samo Urząd czy Ośrodek Pomocy Społecznej, który daje zlecenia spółdzielniom społecznym – pomaga nam wszystkim. Każdy z nas może podjąć działanie. Cieszę się, że tekst ukaże się w lokalnym medium. Tutaj pracę do wykonania mają mieszkańcy Ursusa i pracujący na jego terenie ludzie piastujący ważne stanowiska np. księża proboszczowie, którzy mogliby podpowiedzieć wiernym, że można przyjść i zjeść obiad u sąsiadów w Bistro „Kto Rano Wstaje” przy Sosnkowskiego i w ten sposób wesprzeć pracujące tam osoby. Docenić ich zaangażowanie. Tym bardziej, że jest smacznie, zdrowo, za niewysoką kwotę. To jest podwójne pomaganie. Trochę jak w „Harnej – Piękna Misja”, którą prowadzi Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej. Ktoś idzie zrobić usługi beauty, i przy okazji pomaga dziewczynom, które przyjechały z Ukrainy i w ten sposób zarabiają. Tak się mądrze pomaga i nie łamie godności ludzi. Wyciągnięcie ręki po pomoc jest trudniejsze niż nam się może wydawać. Ludzie w potrzebie są tacy jak każdy czytający ten artykuł. To nie są kosmici. Kiedyś dziennikarz przyszedł do Misji i powiedział, że robi eksperyment. Wychodzi na ulicę i wyciąga rękę po pomoc, żeby zobaczyć ile tam ludzie zarabiają. Takie „śmiesznostki” miały być. Ile w konkretnym miejscu są w stanie użebrać? Wyszło z tego coś zupełnie innego. Powiedział, że moment, w którym musiał wyjść i wyciągnąć tę rękę po pomoc był tak trudny, że nie był w stanie dalej stać. Przyjmowanie pieniędzy za nic -nikt na to nie liczy. Ludzie naprawdę liczą na to, że ich wesprzemy, pomożemy, podpowiemy. Czasem skrócimy dzień pracy, czasem dostosujemy pracę do ich możliwości. Tak powinno wyglądać pomaganie.
MS: Jestem po lekturze książki Aguesa Moralesa „Nie jesteśmy uchodźcami. Życie w cieniu konfliktów zbrojnych” pokazującej m.in. stereotyp osoby uchodźczej. Patrząc szerzej my również takie stereotypy mamy. Jak np. powinna wyglądać osoba w kryzysie bezdomności lub uchodźcza? Powinna być ubrana w worek lniany z otworami na ręce, a nie posiadać dobrej marki smartfon.
AP: Czy człowiek, który przyjechał uciekając przed wojną w Ukrainie nie może jeździć dobrej jakości samochodem? Jakbyś uciekał przed wojną, to pożyczyłbyś stary samochód od sąsiada, czy wsiadł po prostu w to, co stało pod twoim domem?
MS: Czujemy, że pomagamy w momencie, kiedy wrzucamy pięć złotych do czapki pod kościołem, natomiast nie czujemy tego, jeżeli dajemy komuś pracę i ten człowiek jest szczęśliwy?
AP: Bo czujemy się lepsi. Bo dawanie pięciu złotych pod kościołem powoduje, że czujemy się lepsi w momencie, kiedy wyciągamy te pieniądze i robimy to z góry. Pomaganie nie jest niczym z góry. Pomaganie to solidarność społeczna.
MS: Miejsce, w którym się znajdujemy to „Bistro Kto Rano Wstaje” w Ursusie. Możemy zdefiniować stałych klientów, którzy tu przychodzą? Jak taki profil by wyglądał?
WJ: Przede wszystkim mamy taką ciepłą, rodzinną atmosferę. Pani Monika, która jest tutaj na co dzień, robi naprawdę dużo dobrej roboty. Kiedy przychodzi pani Marysia, to ona pamięta, że pani Marysia zawsze bierze zupę. Przychodzi pan Krzysztof, który zawsze bierze surówkę bez marchewki. Pani Monika wie, co jest w stanie polecić. To są ludzie. Ludzie tworzą to miejsce i dzięki temu przyciągają innych z ulicy. Stali klienci, którzy wracają, wiedzą, że mogą zjeść szybko, smacznie i przede wszystkim – ze świeżych produktów. Wszystko jest robione na bieżąco. Tu nie ma tak, że coś przerobimy, przetworzymy. Nie mamy nawet takich miejsc magazynowych pod zapasy. Więc jest zaplanowane menu. Wszystko robimy tak jak dla siebie. I to chyba jest recepta tego sukcesu.
MS: Panuje rodzinna atmosfera, ale czy ludzie, którzy tu pracują traktują to jako swoje miejsce życia? Mieszkają pod tym samym adresem? A może dojeżdżają?
WJ: Tak. Część osób mieszka tutaj, na miejscu.
MS: Jak to działa? Zaczęło się od tego, że zaczęli tu mieszkać? Czy zaczęli tu mieszkać w ramach pakietu socjalnego?
WJ: Na początku mieszkania powstały dla projektu miejskiego mieszkań treningowych, ale kiedy skończyło się finansowanie z miasta, one tu pozostały i de facto są. Jest bardzo niski czynsz, który płacą mieszkańcy, a resztę pokrywa Caritas. Formalnie nie ma już mieszkań treningowych. Osoby, które mieszkają, przyszły w trakcie pandemii, ponieważ chciałem odizolować pracowników, aby zapewnić im bezpieczeństwo. I stworzył się taki naturalny podział, część mieszkań jest z przeznaczeniem na potrzeby Caritas, a część udostępniona dla pracowników spółdzielni. Czyli taka praca z zamieszkaniem. Tak to działa do dnia dzisiejszego.
MS: Co polecasz z menu?
WJ: Schabowy. Przychodzili ludzie i pytali się czy dzisiaj jest schabowy? Jak nie było to odchodzili. I tak stwierdziliśmy: dobra, robimy stałe menu. Oczywiście są też dania, które rotują i zmieniają się codziennie. Sezonowe. Musi być po prostu oferta dla gości, którzy przyjdą na schabowego i zawsze dostaną soczystego, takiego jak u mamy na smalczyku zrobionego.
MS: Szybka i jakże narodowa odpowiedź. A dla wegan?
WJ: Boczniaki panierowane. Tu też jest ciekawa rzecz. Zaczynając działalność, próbowaliśmy robić kuchnię wegetariańską, ale przychodzili weganie i mówili: Ale ja tego nie zjem, bo to nie do końca wegańskie. Stwierdziliśmy więc, że dobrze – robimy kuchnię wegańską. Trochę nam to zajęło, nauczyliśmy się przez te parę lat i dzisiaj każdy, kto przyjdzie, ma wybór. Dodatkowo część oferowanych dań jest bezglutenowa.
MS: Ile to miejsce istnieje?
WJ: Cztery lata.
MS: Pani Prezydent, jak się przechodzi z etatu w trzecim sektorze do urzędu?
AP: Bardzo trudno. Największy stres, kiedy teraz ktoś mnie pyta: Jak ci jest w urzędzie? Pytanie powinno brzmieć: Jak dałaś radę podjąć taką decyzję? A była bardzo ciężka, ponieważ Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej w Ursusie była częścią mojego życia. Ja nie chodziłam do pracy. Chodziłam do Misji. Była częścią mnie, więc samo podjęcie decyzji było szalenie trudne. To była rezygnacja właściwie z dwudziestoletniego rytmu własnego życia. Moje dziecko – w tym roku już 18-letnie – zostało wychowane w rytmie misji. Święta, cała rodzina była ze mną na wigilii i śniadaniu wielkanocnym, na piknikach.
Zdałam sobie jednak sprawę, że oczekuję czasami od ludzi rzeczy, którą sama muszę zrobić – odwagi do tego, żeby zmienić coś we własnym życiu, po to, żeby zmieniać życie innych. Nie mogę oczekiwać od wszystkich dookoła, żeby się zmienili, sama nic nie poświęcając. Z jednej strony byłam oczywiście zaangażowaną osobą w Misję i non-stop kolejne rzeczy przychodziły. Pandemia, a potem wojna w Ukrainie. To nie było samo pomaganie osobom doświadczonym bezdomnością. Wyzwaniem była zmiana miejsca pracy, całego środowiska, budynku i wszystkich ludzi, którzy mnie otaczali. Na początku nikogo nie znałam z imienia i nazwiska. Wtedy byłam odważna. Teraz to już rytm.
MS: Od korporacji do prowadzenia podmiotu ekonomii społecznej jakim jest Bistro. Pani prezydent podkreśla, że Misja jest jej życiem i było trudno wejść w rolę urzędnika „od procedur, ściśle określonych zasad”. Zwrot w życiu was łączy, ale wektor jest zupełnie inny?
AP: Zasady działania są ważne, one mnie nie zmieniły. Ja zawsze działałam w ten sposób, że jeśli widziałam przepis bezzasadny, przeszkadzający, niemądry, przynoszący więcej szkody niż pożytku, którego właściwie nikt nie rozumiał, to należało go zmienić. I zawsze tak w sobie miałam, więc tu się nic wewnętrznie we mnie nie zmieniło. Miejsce pracy jest inne, ale nie ja, ponieważ to nie ja się mam zmienić. Tak postrzegam swoją rolę.
Zresztą, bycie zastępczynią prezydenta, to jest jeden z etapów mojego życia. Traktuję go jako możliwość wykorzystania mojej wiedzy i doświadczenia, które spowodowały, że teraz pełniąc urząd mogę dzielić się nimi w nowym miejscu, ponieważ wiedza i doświadczenie są potrzebne temu urzędowi.
MS: Co konkretnie należałoby implementować do urzędu korzystając z wiedzy i doświadczenia osoby działającej społecznie?
AP: Wiarę w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Da się zakończyć bezdomność, znaleźć metody na wspieranie rodzin zastępczych i sposób na aktywizację seniorów, na miejsca wspierające zawodowo osoby z niepełnosprawnością. Razem możemy zmieniać świat i to jest piękne.
Siedzi z nami Wiktoria, którą zatrudniając na wstępie przeprosiłam, że się nie dowie, jak się zachowuje prezydentka, bo ja nie wiem (śmiech). Mój kalendarz jest turbo napięty. Przychodzą do mnie ludzie z ogromną nadzieją, to duża odpowiedzialność, aby ich nie zawieść. Wierzą w to, że ja jestem „ich prezydentką”. . Wychodzą po spotkaniu uśmiechnięci i otrzymują nadzieję, a ja wychodzę przerażona. Zastanawiam się czy „dowiozę”, ponieważ nie wszystko ode mnie zależy. Moim zadaniem jest znaleźć nie tylko rozwiązania, pieniądze na ich realizację, ale i sojuszników. Warszawa jest specyficzna, ma 18 dzielnic, wiele silosowości pionowej i poziomej, więc jest wiele rzeczy, które muszą się zadziać, aby coś wykonać. Odpowiedzialność rozmywa się. Dla mnie szukanie odpowiedzialnych to ćwiczenie, które uczy pokory.
Jednak z drugiej strony czuję się bezpiecznie, w takim sensie, że jest naprawdę wiele osób weryfikujących proces zanim zostanie wdrożony plan. To oznacza wydłużenie w czasie, ale daje nam wszystkim poczucie bezpieczeństwa i jawność działań. Czyli coś, przeciwko czemu buntowałam się będąc w trzecim sektorze – długi czas trwania. Teraz podpisując decyzję jako ostatnia z kilku osób zdaję sobie sprawę, że dokument został sprawdzony pod wszystkimi kątami -prawnym, finansowym i merytorycznym. Również z punktu widzenia jawności naszych podatków, które wpłacamy do budżetu miasta. To pozwala wydawać środki mądrze.
MS: Praca w Biurze Pomocy i Projektów Społecznych oraz Centrum Komunikacji Społecznej w kontekście całego urzędu wymaga od urzędników w nich zatrudnionych pewnych cech, które może niekoniecznie są wymagane od kogoś, kto na przykład pracuje w infrastrukturze?
AP: Praca z ludźmi wymaga i innego wykształcenia i kompetencji. Tu pracują ludzie rozumiejący, że Warszawa to przede wszystkim jej mieszkańcy. A naszym zadaniem jest wspierać tych, którym jest trudniej i stoją przed nimi wielkie wyzwania. Nasze zadanie to wspieranie dzieci, osób z niepełnosprawnością i seniorów. Robimy to w jednostkach miasta, a wielokrotnie przy wsparciu organizacji pozarządowych, których w Warszawie jest wiele. Dziękuję każdej osobie, która widzi ludzi w potrzebie i poświęca swoją uwagę i czas na pomaganie.
MS: Czy zapisy prawa zachęcają dzielnice warszawskie, zarządy tych dzielnic, żeby tworzyć organizacje pozarządowe ? Czy ze strony zarządów tych dzielnic i radnych jest chęć, aby coś w tym kierunku zrobić?
AP: Przepisy prawa w tej chwili nie zniechęcają do zakładania organizacji pozarządowych. Ani przepisy prawa ogólnokrajowego, ani lokalnego. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że w Warszawie jest dużo organizacji pozarządowych. Prowadzenie takiej działalności to odpowiedzialność i niełatwe zadanie. Trzeba zdawać sobie sprawę z ogromu zadań sprawozdawczych jakie spoczywają na prowadzących ngo i też ilości czasu jaki poświęca się na prowadzenie NGO.
Centrum Komunikacji Społecznej dysponuje materiałami i szkoleniami dla organizacji pozarządowych, także zachęcam do odwiedzenia naszej strony.
MS: Czyli zarządy dzielnic powinny bardziej kreować rzeczywistość, a nie być notariuszem?
AP: To od nas mieszkańców zależy kto w naszych małych ojczyznach kreuje naszą rzeczywistość. To mieszkańcy wybierają swoich przedstawicieli do rady dzielnicy, a oni wybierają Zarządy dzielnicy. Mamy pełne prawo oczekiwać, że będą realizowali programy jakimi zachęcali nas do oddania na nich głosów. Polityka społeczna to inwestycja. W każdej dzielnicy realizowane są programy skierowane do dzieci, młodzieży, osób z niepełnosprawnością, czy seniorów. Należy sprawdzić, czy jest tam wystarczająca ilość pomocy, a jeśli nie, to należy się o nią upomnieć. To w imieniu mieszkańców dzielnicy Burmistrzowie powinni realizować programy wspierania.
MS: Ostatnie pytanie o cele zastępczyni prezydenta Warszawy krótko- i długoterminowe. Misja zostanie ukończona, jeżeli…?
AP: Wywodzę się z organizacji pozarządowej i jest to dla mnie naturalny partner przy realizowaniu programów miasta. Zachęcam do współpracy, wiem jak wiele miasto i jego mieszkańcy korzystają na pracy tych ekspertów. Wzmocnienie roli organizacji pozarządowych w stolicy to ważny element mojej pracy.
Wiem, że możliwe jest zakończenie bezdomności. Aby to mogło się stać potrzebujemy zatrzymać wchodzenie ludzi w kryzys bezdomności. Po pierwsze wspieranie dzieci i młodzieży. W tym rozwój usług środowiskowych. Wzmocnienie roli pieczy zastępczej. Wspieranie osób z niepełnosprawnością, seniorów i ich rodzin. Aktywizowanie i zabezpieczenie tych, którzy wymagają opieki. Pamiętając jednak o deinstytucjonalizacji. Zamiast budowania dużych instytucji – wspieranie w mieszkaniu. Przez wiele lat pracy w Misji poznałam setki historii osób w kryzysie bezdomności. Mianownik jest wspólny, nikt nie wybrał bezdomności.
Aby ludzie mogli w pełni korzystać z przestrzeni wspólnych, dzięki którym rozmawiają i spotykają się z sąsiadami, należy zadbać o dobrą komunikację, ale i odpowiednią ilość toalet publicznych. Wychodząc z domu na spacer z dzieckiem do parku, czy na lokalny bazarek powinniśmy mieć pewność, że będziemy mogli skorzystać z toalety. Taką samą pewność powinna mieć mama z małym dzieckiem, osoba starsza czy z niepełnosprawnością. Zachęcam radnych dzielnicowych do weryfikacji takich miejsc w dzielnicach.
MS: Serdecznie dziękuję Państwu za rozmowę.
Adriana Porowska – Zastępczyni Prezydenta m.st. Warszawy prowadzi sprawy z zakresu spraw społecznych, komunikacji społecznej oraz współpracy z organizacjami pozarządowymi. Członkini Zarządu Instytutu Strategie 2050, współautorka planów dla Polski.
Z zawodu i pasji pracownik socjalny. Od 19 lat związana z NGO-sami. Wieloletnia Prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej – pracowała z osobami wykluczonymi, prowadziła schronisko dla osiemdziesięciu osób w kryzysie bezdomności, koordynowała mieszkania treningowe dla pięćdziesięciu osób, zaangażowana w streetworking. Wieloletnia Przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego przy prezydencie m. st. Warszawy. Była Współprzewodnicząca komisji ekspertów przy RPO.
Wojciech Jóźwiak – absolwent wydziału nauk o żywieniu człowieka i konsumpcji SGGW. Przedsiębiorca społeczny. Prezes zarządu i menedżer spółdzielni socjalnej “kto rano wstaje”, która w warszawskim Ursusie prowadzi lokal pn. Spółdzielnia Bistro. Spółdzielnia poprzez legalne zatrudnienie, szkolenia oraz pracę wspieraną, przywraca do społeczeństwa oraz pozwala realizować marzenia swoich pracowników – osób w kryzysach bezdomności, uchodźczym, psychicznym, defaworyzowanej młodzieży, a także osób z niepełnosprawnością i długotrwałe bezrobotnych.
Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej założona w 1991 roku przez O. Bogusława Palecznego prowadzi w Ursusie przy ulicy Traktorzystów 26 Pensjonat Socjalny „Św. Łazarz” dla osób w kryzysie bezdomności. Od początku istnienia Misji to główny cel działania Misji. Obecnie w pensjonacie mieszka około 80 osób. Od 2009 do 2024 roku Misję prowadziła obecna Zastępczyni prezydenta m.st. Warszawy Pani Adriana Porowska. Misja realizuje cele statutowe prowadząc streetworking, mieszkania treningowe, spółdzielnie socjalną, nieodpłatną pomoc prawną. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie czynnie włączyła się w pomoc uchodźczyniom oferując im miejsce pobytu, organizując wolontariat na terenie dworców Warszawa Centralna i Warszawa Zachodnia, a także otwierając w Ursusie przy ulicy Dyrekcyjnej 4 „Harna – Piękna Misja” – przestrzeń coworkingowa do pracy dla pań z Ukrainy.
Ojciec Bogusław Paleczny, założyciel KMPS był pomysłodawcą budowy ogromnego statku w ośrodku pomocy dla bezdomnych w Ursusie. Projekt został ukończony a jednostka zwodowana w kwietniu 2021 roku w kanale zegrzyńskim. Budowa trwała 14 lat.
Więcej: